wtorek, 21 lutego 2017

1. Przeprowadzka

Mimo że przez kilka lat praktycznie nie miałam kontaktu z babcią, wiadomość o tym, że zaginęła, wprawiła mnie w ogromne przygnębienie. Mieszkała w małej wiosce, w której wszyscy doskonale się znali i z domu wychodziła tylko w określone miejsca: do pani Jadzi albo pani Krysi, żeby poplotkować, do jedynego w najbliższej okolicy sklepu i do pociągu, który wiózł ją albo do rodziny, albo do pobliskiego miasta na większe zakupy. Rzadko się zdarzało, żeby cel jej wyjścia był inny, a okolica należała do względnie spokojnych, dlatego wszystkich ogromnie zszokował fakt, że babcia po prostu wyparowała. Z racji tego, że jej fachem było krawiectwo, pewnego ranka zgłosiła się do niej któraś z jej klientek, by odebrać gotowe ubranie. Zjawiła się o umówionej porze, więc zaniepokoiła ją absolutna cisza wewnątrz domu, zamiast delikatnych dźwięków muzyki klasycznej, która rozbrzmiewała tam chyba codziennie albo chociaż oznak czyjejkolwiek obecności. Na szczęście nie zignorowała tego faktu, więc we wsi zawrzało. Nie widziała jej żadna koleżanka, również konduktorzy, którzy znali ją od lat, nie przypominali sobie obsługiwania jej w niedawnym czasie.

Najprawdopodobniej ostatnią osobą, która ją widziała, była dziesięcioletnia dziewczynka — dzień wcześniej około południa na polecenie swojej mamy zaniosła jej spodnie do zwężenia. Istniała duża szansa, że od tamtej pory babcia nie ruszała się z domu. Jednak ciężko to jednoznacznie stwierdzić, bo jej posesję niemal z każdej strony otaczał las i była odrobinę odizolowana od reszty zabudowań. Dom zostawiła otwarty, co świadczyłoby o tym, że rzeczywiście go nie opuszczała. Nie miała również w zwyczaju zamykać go na noc.

Już następnego dnia, po naradzie jej najbliższych znajomych (czyli właściwie połowy wsi), sprawę zgłoszono na policję. Jej najstarszy syn, wujek Michał, pracował nad czymś związanym z geologią w głębi Rosji i nie miał możliwości powrotu do kraju aż do zakończenia badań, bo zaprzepaściłoby to lata pracy. Z kolei jej dwie córki, w tym moja mama, od razu wyruszyły do domu rodzinnego.

Była zaledwie połowa września, zaczynałam drugą klasę liceum i kompletnie nie spodziewałam się czegoś takiego. Właściwie nie raz myślałam o tragediach i ciężkich chorobach, które mogłyby mnie spotkać, ale chyba nigdy do końca nie wierzyłam, że mogą się przytrafić właśnie mi. Najgorszy w tym wszystkim był chyba żal, bo za każdym razem, gdy mogłam do niej zadzwonić, mogłam ją odwiedzić…
W mojej głowie trwał dosłownie wyścig wyrzutów sumienia. Zostałam sama w mieszkaniu i powrócił mój długo zwalczany strach przed ciemnością. Miałam kłopoty z zasypianiem i skupieniem się na lekcjach, a ta cisza, która czekała na mnie każdego popołudnia, tylko potęgowała wszelkie obawy. Scenariusze tego, co mogło się stać, każdego wieczora stawały się coraz czarniejsze. Tak zleciał mi tydzień. Wreszcie nauczyciele zaczęli prowadzić lekcje normalnym trybem tak, żebyśmy zapomnieli, co to wakacje. Odpowiadało mi to, bo miałam na tyle zajęć, że pustka w mieszkaniu i gonitwa myśli nie były tak uciążliwe. Przez ten czas mama zadzwoniła do mnie zaledwie trzy razy; na więcej nie pozwalało jej śledztwo i słaby zasięg. Ósmego dnia oczekiwania rozmawiałyśmy po raz czwarty.
— Halo? Łucja? Jak się trzymasz? — Głos mamy nie pozostawiał wątpliwości, była okropnie zmęczona.
— W porządku. Mam już więcej lekcji i robię sobie jedzenie z przepisów z internetu — odparłam wymijająco. Wolałam na razie nie wspominać, że stłukłam lampę w salonie, gdy przenosiłam deskę do prasowania.  — Coś wiadomo?
— Policja ciągle szuka w lesie. To dość spory teren, więc zajmie im to pewnie jeszcze kilka dni. Obdzwoniłam już całą rodzinę. Trochę tu też z ciocią sprzątamy, bo babcia przestała dbać o kilka pomieszczeń.
— No ale… jak to? — Nie wiedziałam już nawet jak sformułować pytanie, ale każdą najmniejszą częścią ciała czułam tę obezwładniającą potrzebę odpowiedzi.
— Nie ma żadnych poszlak — westchnęła z bólem mama. — Skarbie — zaczęła po chwili i od razu poznałam ten rzeczowy ton. — Babcia niedługo będzie zalegać z opłatami, a my z ciocią nie możemy sobie pozwolić, żeby to opłacać w trakcie urlopów. A nie możemy teraz obie wrócić do pracy, bo… sama rozumiesz. Poza tym Nana dostaje szału, a ciocia nie weźmie kolejnego psa. My nie mamy warunków nawet na jednego. O ten dom i ogród trzeba dbać, ktoś musi przejąć zamówienia babci…
— Nie rozumiem — powiedziałam, chociaż czułam do czego mama zmierza.
— Ciocia wróci niedługo do domu. Zostawiła dzieci z wujkiem, a na taką rozłąkę są jeszcze za małe. Na razie nie zapowiada się na to, żeby cokolwiek miało się nagle wyjaśnić i… ostrzeżono nas, że to może być długa sprawa. — Te słowa sprawiły ból nam obu. — Muszę tu zostać. Dopóki będę tkwiła w niepewności, nie będę mogła nawet zasnąć, jeśli zwyczajnie odpuszczę. Może już wyszłam trochę z wprawy, ale przejmę zamówienia babci. Wierzę, że niedługo się znajdzie, ale do tego czasu będziemy musiały dostosować się do sytuacji.
— My?
— Nie stać mnie na żaden internat. Tutaj w mieście też jest liceum. Nie ma konieczności całkowitego wypisywania cię z twojego. Pomieszkamy tu tylko tymczasowo. Wieczorem wystawię nasze mieszkanie do wynajęcia na październik.
— Ile to jest tymczasowo? — zapytałam, czując rosnącą gulę w gardle.
— To zależy. Damy radę, skarbie — powiedziała łamiącym się głosem. — Wybacz mi, że podejmuję taką decyzję bez ciebie i tak nagle, ale…
— W porządku, mamo — przerwałam jej, chociaż po mojej twarzy płynęły już łzy. — Rozumiem, że tak trzeba.
***
Już kolejnego dnia spotkałam się z przyjaciółkami na pożegnalnej pizzy, a wieczorem pakowałam swoje rzeczy do kartonu. To, co działo się w moim wnętrzu, było wielką mieszanką smutku i strachu z domieszką ekscytacji. Naprawdę rozumiałam decyzję mamy i stwierdziłam, że nie mogę być samolubna i mieć jej cokolwiek za złe. Ponieważ nigdy nie czułam potrzeby zwierzania się ze swoich problemów ani konieczności eksponowania swojego smutku, postanowiłam jak zwykle przetrawić wszystko sama i zwyczajnie dostosować się. Mama na pewno nie zasłużyła, żebym w takim momencie zaczęła się buntować.
Kiedyś pracowała w sporym zakładzie krawieckim, ale upadł kilka lat temu. Od tamtego czasu musi męczyć się na kasie w sklepie i wiedziałam, że ten brak satysfakcji z kariery również wpłynął na jej decyzję. Szczerze jej współczułam, bo była wiecznie zabiegana i chwytała każdą okazję, a i tak ledwie wiązałyśmy koniec z końcem. Co prawda mieszkając we dwie, nie miałyśmy może wielu potrzeb, ale jak zwykle w tym najbardziej krytycznym momencie zawsze okazywało się, że auto wymaga dużej naprawy albo coś w mieszkaniu jest do wymiany.
Mama na pewno też musiała mieć ogromne wyrzuty sumienia, bo nigdy nie dogadywała się z babcią najlepiej. Prawdziwy konflikt zaczął się chyba, gdy się urodziłam, bo mama miała wtedy zaledwie szesnaście lat. Mój tata nie wziął na siebie odpowiedzialności za tę wpadkę, co tylko spotęgowało wściekłość babci. Gdy miałam cztery lata wyprowadziłyśmy się od niej, a niedługo potem wyjechałyśmy na drugi koniec Polski — wszystko by wyrwać się spod kontroli babci. Upadek zakładu krawieckiego był dla niej dowodem, że mama podejmuje tylko złe decyzje i na pewno wychowywanie mnie wygląda podobnie jak cała reszta. Wtedy konflikt odnowił się i od tamtego czasu mama aż się jeży na samą wzmiankę o czymkolwiek związanym z tą sprawą.
Ja zapamiętałam babcię jako ciepłą kobietę, która znała mnóstwo legend. Nigdy nie chciałam stawać po żadnej stronie w tym sporze, bo wiedziałam, że obie mają trochę racji, dlatego nie czułam do niej nienawiści. Każdego dnia pochłaniało mnie tyle różnych spraw, że dopiero, gdy zaginęła, poczułam, że mi jej brakuje.
***
Mama przyjechała późnym wieczorem, a kolejny dzień poświęciłyśmy na pakowanie się do pudeł. Ani razu nie poruszyłyśmy tematu, którym żyłyśmy od ponad tygodnia. To był ostatni moment, żeby od niego odpocząć.
Droga miała nam zająć około osiem godzin i już po chwili jazdy zabrakło nam sił na rozmowę. Wsłuchałyśmy się w leniwy kawałek sączący się wolno z radia. Po chwili odpłynęłam.
Spróchniałe deski skrzypią mi pod nogami. Czuję, że powinnam się zatrzymać, ale ciało odmawia mi posłuszeństwa. Docieram do końca pomostu, a gdy się pode mną załamuje, patrzę na rozpościerające się przede mną jezioro. Woda zakrywa mnie całą i ciemna toń ciągnie mnie w dół. Nie duszę się. Już sobie przypominam. On za każdym razem na mnie czeka.
Ze snu wyrwał mnie dźwięk klaksonu.
— Na kogo trąbisz, kretynie — syknęła mama pod nosem. Nie otworzyłam oczu z obawy, że mogę zapomnieć o Rybim Królu. Tak przynajmniej przedstawiał się zawsze stwór, którego spotykałam na dnie jeziora. Ostatni raz śniłam o nim kilka lat temu i wtedy zdarzało się to prawie co noc. Jak mogłam o tym zapomnieć? I dlaczego sen akurat teraz wrócił?
Po raz pierwszy Rybi Król pojawił się w mojej głowie, gdy rzeczywiście zarwał się pode mną pomost na mojej pierwszej kolonii na Mazurach. Straciłam wtedy przytomność. Za każdym razem, gdy mi się potem śnił, rozmawialiśmy, ale treść naszej rozmowy zanikała w mojej pamięci już chwilę po przebudzeniu. Tym razem nie zdążyłam go nawet zobaczyć.
— Gdzie jesteśmy? — zapytałam, rozglądając się. Na linii horyzontu pojawiły się już góry.
— Jeszcze godzina.
***
Wjazd do Sobianic po tylu latach był dość dziwnym przeżyciem. Czas tam jakby się zatrzymał i wszystko wyglądało tak, jak to zapamiętałam. Żadnych nowych domostw czy czegokolwiek, czego nie widziałam podczas ostatniej wizyty. W centrum znajdował się dość spory, okrągły klomb imitujący rynek, który należało ominąć, chociaż nie był rondem. Jeśli dobrze zapamiętałam, układ kwiatów pozostał niezmieniony. Przejechałyśmy również pod rozpadającym się wiaduktem, po którym już od kilkunastu lat nie jeździły żadne pociągi. Wyglądało na to, że wieś kończy się, ale gdy tylko po obu stronach drogi pojawiły się pierwsze gęstsze skupiska drzew, mama skręciła w prawo na ukryty podjazd.
Gdy tylko podjechałyśmy pod dom, ze środka od razu wyleciała roześmiana ciocia.
— Łucja! — krzyknęła i rzuciłyśmy się sobie w objęcia. Była ode mnie tylko osiem lat starsza, dlatego traktowałyśmy się bardziej jak kuzynki. — Pani Krysia przyszła w odwiedziny. Nie mogła się doczekać, aż cię zobaczy, więc zaraz będziesz słuchać jaką jesteś dużą pannicą — zaśmiała się serdecznie, ale jej oczy były niesamowicie smutne.
Weszłam do domu powoli, jako ostatnia. Poczułam ten charakterystyczny zapach, który tak kojarzył mi się z dzieciństwem. Było tak, jakby babcia miała zaraz wyskoczyć zza rogu i krzyknąć, że to tylko żart.
— Jak droga? — Skrzeczący głos pani Krysi poznałabym wszędzie.
— Nieźle. Tylko raz mi wyskoczył jakiś z klaksonem, ale poza tym bez przygód.
— Co to się teraz dzieje na tych drogach. No ale gdzie masz tą córę?
Nieśmiało weszłam do kuchni.
— Dzień dobry.
— Jaka duża! — Staruszka zamknęła mnie w uścisku zdecydowanie za silnym jak na jej wiek i posturę. — No cała babcia — dodała, całując mnie w policzek. — To moje wnuki: Aleks i Marlena.
Przy stole siedziała dwójka nastolatków: chłopak lustrował mnie spokojnym ale i beznamiętnym spojrzeniem, a dziewczyna uśmiechała się do mnie serdecznie. Siadając, zrobiłam minę mającą wyrażać coś na pograniczu cześć, jestem Łucja i trochę głupio tak.
— Zdaje się, że wy też chodzicie do tego liceum w Kretnie? — zagaiła mama.
— Ja do pierwszej, a Aleks do trzeciej klasy — odparła natychmiast Marlena.
— To wy jesteście od Maćka? — zapytała ciocia.
— Nie, nie — wtrąciła pani Krysia. — Tylko Marlenka. To kuzynostwo, nie rodzeństwo.
To wyjaśniało ich znikome podobieństwo. Dziewczyna była niska i drobna, a okrągłą twarz wysypaną piegami okalały rude włosy. Chłopak był postawnym blondynem i właściwie jedyne co ich łączyło to loczki.
— Jutro będziesz miała z kim usiąść w pociągu — dodała, a Marlena pokiwała entuzjastycznie głową.
— Oj nie, jutro to ja ją zawiozę — wtrąciła ciocia. — Ruszę rano do domu, mam po drodze. Umówiłam się już ze znajomym z policji.
— No i dobrze. Te lenie stąd nic nie znajdą. W tym lesie to pewnie sobie biwak urządzają, a nie poszukiwanie…
— Babciu — przerwał jej Aleks stanowczym głosem.
— Na pewno się starają — dodała szybko Marlena. Doskonale pamiętałam, że pani Krysia to mistrzyni w braku taktu, więc nie poczułam się dotknięta tą tyradą.
— W każdym razie ma już doświadczenie w takich sprawach — podjęła ciocia. — Doradzi, co robić.
— A coś mnie dzisiaj ominęło? Byli znowu w lesie? — zapytała ją mama. Nie było mi jednak dane usłyszeć odpowiedzi, bo osobną rozmowę zaczęła ze mną prowadzić pani Krysia.
— Słyszałam, że ty coś tam malujesz. — Pokiwałam głową, a jej oczy aż się zaświeciły. — Babcia też malowała! No talent to masz na pewno po niej. A przynajmniej na pewno nie po ojcu. Takiego niedorajdy jak on to w życiu…
— Babciu, chyba musimy się zbierać — przerwał jej znów Aleks. Szczęśliwie mama dopiero wtedy przestała słuchać cioci. Na wspomnienie o moim tacie reagowała zwykle dość nieprzyjemnie.
— Tak szybko?
— Obiecaliśmy dziś pomóc przy kolacji — wtrąciła Marlena i odniosłam wrażenie, że mieli na tyle silną więź, że po prostu stawała po stronie kuzyna.
— No dobrze — zgodziła się pani Krysia, wstając. — W takim razie my zapraszamy w sobotę na herbatkę do nas.
— Z chęcią — odparła mama, odprowadzając ich do wyjścia.
— Do zobaczenia w szkole — pożegnała mnie Marlena, na co odpowiedziałam uśmiechem.
Wieczór spędziłyśmy na leniwych rozmowach. Wciąż nie trafiono na żadne istotne informacje, więc nie wracałyśmy już do tematu poszukiwań. Ciocia opowiadała jak jej dwuletnie bliźniaki demolują dom i było właściwie dość zabawnie.
W nocy śniłam o Rybim Królu.

Na początek witam wszystkich serdecznie i zachęcam do komentowania. Bardziej rozpiszę się pod kolejnym postem, a na razie zostawiam was sam na sam z rozdziałem. Opowiadanie jest również na wattpadzie, a mnie znaleźć można również tutaj. Zjadło akapity na początku, wybaczcie. Postaram się to naprawić.

10 komentarzy:

  1. Kurcze, nie wiem, jak skomentować. Rozdział przyjemnie się czytało, ale już na wstępie zauważyłam problem, który mnie samej dotyczy, a mianowicie OPISY.
    Tekst był strasznie suchy, brakowało w nim emocji, a przecież to była 1 osoba. Naprawdę uważam, że lepiej byłoby np. rozpocząć rozdział od momentu, w którym główna bohaterka (GB) przybywa na wieś i tam powoli dowiaduje się wszystkiego lub opowiada czytelnikowi.
    Przykład:
    "Wjazd do Sobianic po tylu latach był dość dziwnym przeżyciem. Czas tam jakby się zatrzymał i wszystko wyglądało tak, jak to zapamiętałam." - co nam to daje? NIC. To jest sucha informacja, która nic nie wnosi. Trzeba to rozwinąć, że "Poczułam zapas świeżo koszonej trawy, którą stary pan Zdzisław przycinał każdy w piątek rano. Niewielka chatka z drewna, do której bałam się dawniej chodzić, nadal stała przy niewielkiej rzeczce. Wydawała się mniejsza niż ją zapamiętałam, ale nadal tak samo tajemnicza i mroczna". Idziesz z wydarzenia na wydarzenie, z fakt na fakt, ale brakuje w tym ciebie, uczuć. Wiem, że się wymądrzam, bo sama mam z tym problemy, ale uczę się i sama chcę dawać rady, które kiedyś sama dostałam. Nie chodzi o to, by podać coś do wiadomości, bo bohaterka traci na wiarygodności i ciężko nam się z nią utożsamić. A szczególnie, że każdy był kiedyś na wsi. Ja jestem ze wsi, ale pamiętam jak gdy mała jeździłam do takiego zadupia, gdzie mieszkali moi pradziadkowie. Miałam wtedy może 4, 5 lat, ale do tej porypamiętam szopę, do której bałam się wejść, pniaczek na którym zawsze siadli by nas powitać, zapach kwiatów, które mieli w ogródku, kury, które nie mogły się zamknąć. I mi tutaj tego brakowało. To dopiero 1 rozdział, więc można to spokojnie poprawić.
    Bardzo dobrze opisałaś samą babcię i właśnie w ten sposób powinnaś zrobić to samo z miejscami.
    Mam nadzieję, że mój komentarz cię nie uraził, bo nawet nie miałam takiego zamiaru. Fajnie się zaczyna + za wykorzystanie słowiańskiej mitologii i ogólnie polski.
    Weny, czasu i sprawnego kompa!
    Pozdrawiam i zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów u mnie ;)
    http://granica-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uraził, dobre rady są zawsze w cenie :D Doceniam szczerość.
      Nie chcę za dużo zmieniać, ale ponieważ masz trochę racji, wprowadzę kilka poprawek co do opisów. Myślę, że rozumiem, o co ci chodzi, także mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale się poprawię :D
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
    2. Życzę powodzenia! Każdy się uczy, a wiem, że najlepiej jest, kiedy ktoś wskaże błędy, bo samemu to się ich na pewno nie zauważy!!!

      Usuń
  2. Na wstępie to dzięki za komentarz u mnie :)
    Fajnie, że też zaczynasz, bo nie musiałam wiele nadrabiać u Ciebie.
    Rozdział ogólnie przyjemnie się czytało. Lekko piszesz, co jest naprawdę fajne. Intrygują mnie te poszukiwania, zresztą uwielbiam taki wątki śledcze ;D więc nie dziwota.
    Faktycznie zgodzę się z koleżanką powyżej o tych opisach przeżyć. Narracja w pierwszej osobie ma do tego, że właśnie tych opisów powinno być dużo, a troszkę mi ich brakowało. W pewnej chwili zastanawiałam się właśnie kto jest narratorem, czy to aby ta dziewczyna. Ach, no i w ogóle wyraz "Kretnie" przeczytałam jako "kretynie" haha. Trochę się zdziwiłam, bo śmieszne zdanie wyszło tam w jednym momencie xD głupia ja, już chyba ślepnę na starość. Ogółem przyjemnie i jestem ciekawa dalej losów bohaterki. Daj znać, gdy się coś pojawi!
    [kolekcjoner-cial]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niefortunnie dobrałam nazwę miasta najwyraźniej :D Poinformuję z przyjemnością :)

      Usuń
  3. Zaprosiłaś, więc wpadłam. :) Ogólnie rozdział przyjemny, chociaż chyba wolałabym spokojniejsze wprowadzenie do wątku zaginięcia babci. Kobietki nie znam i nie potrafiłam wczuć się w emocje bohaterki. W sumie nawet chyba za bardzo ni podkreśliłaś tych jej uczuć odnośnie babci. Coś tam było o smutku, ale tak jakoś płytko to wyszło. Już bardziej poczułam żal bohaterki na wieść, że musi się przenieść. ;)
    Ach, zdarzyły ci się powtórzenia:
    "Najprawdopodobniej ostatnią osobą, która ją widziała, była dziesięcioletnia dziewczynka, która dzień wcześniej około południa na polecenie swojej mamy zaniosła jej spodnie do zwężenia." - słowo "który"
    "Jednak ciężko to było jednoznacznie stwierdzić, bo jej posesję niemal z każdej strony otaczał las i była odrobinę odizolowana od reszty zabudowań." - słowo "być"
    Gdzieś chyba jeszcze się one pojawiły, ale nie mam teraz zbytnio czasu, by szukać, bo muszę się do pracy ogarnąć. xD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie skupiałam się na jej smutku, bo ona nie miała kontaktu z babcią, tak jak napisałam. Dotknął ją sam fakt porwania, bo to jest zawsze wielki szok, więc to jakby nie jest smutek tylko za babcią, chociaż oczywiście też :) Chodziło mi bardziej o pokazanie szoku, że nagle dotyka ją takie zdarzenie.
      Powtórzenia poprawię :) Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  4. Przeczytałam.
    I mam mieszane uczucia odnośnie tego rozdziału, chociaż sama nie jestem pewna dlaczego. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę to oczywiście szablon, którzy jest ciekawy i po prostu ładny, ale nie odwraca uwagi od testu, który jest przecież najważniejszy. I właśnie teraz do niego przejdę. Podoba mi się sam zarys fabuły: zaginiona babcia, zmiana miejsca zamieszkania i ogólnie dość tajemnicza miejscowość, w której każdy każdego zna. Lubię takie opowiadania z tajemnicą w tle, więc wieli plus za to. Jednak minusem jest wykonanie, co mówię z lekkim zawahaniem. Otóż sama wiem jak trudna jest narracja pierwszoosobowa, mimo tego, wszystko tutaj jest takie.. pozorne, zdystansowane i takie suche? Nie czuję jej emocji,po prostu to do mnie nie przemawia. Popracuj nad tym, a wtedy masz szansę mieć naprawdę ciekawą opowieść.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam jak potoczą się losy Łucji :)
    Endory

    OdpowiedzUsuń
  5. ja też kocham komcie
    zamierzałem nawet tu zajrzeć
    i napisać komcia
    kiedyś

    póki co jaraj się mym haiku

    OdpowiedzUsuń