niedziela, 26 lutego 2017

2. Licho nie śpi

Rano poszłam za dom przywitać się z Naną. Widziałam ją drugi raz w życiu i gdy odwiedzałam babcię pięć lat wcześniej, była zaledwie szczeniakiem. Po takim czasie sięgała mi prawie do pasa, praktycznie nie widziałam jej kształtu przez grubą warstwę sierści i mimo depresyjnie oklapniętych policzków jej oczy świeciły ze szczęścia. Nigdy nie byłam zwolenniczką wiązania psów na łańcuchach, więc z żalem patrzyłam na jej obskurną budę.
— Wpuścimy Nanę do domu? — zapytałam później mamę, pakując plecak.
— Babcia by się zdenerwowała — zauważyła. — W sumie może z nami spać — wzruszyła po chwili ramionami. To mogło równie dobrze znaczyć, że nie może się doczekać, kiedy babcia wróci, żeby móc jej dopiec albo że w powrót babci już po prostu nie wierzy.
— Gotowa? — zapytała ciocia z uśmiechem, schodząc po schodach z ogromną torbą. Skinęłam głową, żeby nie musieć odpowiadać, bo głos mógłby mi się niebezpiecznie zatrząść. Gdy czekałam w samochodzie, tuliły się na podjeździe i chociaż nie słyszałam, co mówią, widziałam na ich twarzach, że to dla nich bardzo ciężkie rozstanie.
Przejazd samochodem z Sobianic do Kretna zajmował niecałe dwadzieścia minut, dlatego nie miałyśmy za wiele czasu na pogaduchy. Czułam się wtedy okropnie samotna — zupełnie nowa szkoła, przyjaciele oddaleni o setki kilometrów, zaginiona babcia i ciocia, z którą zaraz muszę się rozstać. Mimo to budynek prezentował się całkiem obiecująco. Wyglądał dość typowo — szary klocek z czerwonym dachem — ale przynajmniej nie obskurnie.
— Stresik? — zapytała ciocia, gdy stałyśmy na parkingu.
— Trochę — przyznałam.
— Niczym się nie przejmuj. Dasz sobie radę. Wszyscy damy sobie radę. — Wzięła głęboki oddech i na chwilę zamilkła. — Znajdzie się.
***
Byłam wdzięczna, że nauczyciel prowadzący pierwszą lekcję oszczędził mi przedstawiania się na środku. Właściwie chyba nawet nie robiło mu różnicy, ile osób ma w klasie. Głos miał ospały a wyraz twarzy do bólu obojętny. Ławki były jednoosobowe, co również trochę mnie uspokoiło. Uczniowie jednak nie ukrywali ciekawskich spojrzeń i szeptów, z których przynajmniej część musiała być o mnie.
Na przerwie odruchowo skierowałam się do szafek i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że w tak małych szkołach pewnie nawet ich nie mają. Zerknęłam jeszcze raz na plan lekcji i ruszyłam do odpowiedniej sali. Na schodach dogonił mnie szczupły chłopak.
— Hej! Jestem Cyprian — przedstawił się.
— Łucja. Jesteśmy w jednej klasie? — zdziwiłam się, bo nie kojarzyłam go z poprzednich zajęć.  
— Tak mi się zdaje — zaśmiał się. — Skąd jesteś?
— Gdańsk.
— Normalnie to pewnie bym się śmiał, ale sam jestem z Warszawy. Co nam odbiło, żeby się przeprowadzać do takiego Kretna? — zażartował i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wyglądał na osobę, której nie da się nie lubić.
— Czujesz sporą różnicę?
— Tak — odparł od razu i oboje zachichotaliśmy. Czułam się trochę onieśmielona, ale na szczęście Cyprian był naprawdę sympatyczny i dosłownie każde jego zdanie sprawiało, że miałam ochotę się uśmiechnąć. — To też pewnie zależy w jakim liceum byłaś, chociaż z poziomem tutaj wcale nie jest źle. Szkoła jest o tyle fajniejsza, że jest kameralnie i tak… domowo. Ale chyba nigdy nie przyzwyczaję się do braku komunikacji miejskiej.
Pod klasą podeszła do mnie wysoka dziewczyna o długich prostych włosach, w której urodzie momentalnie się zakochałam. Kojarzyłam ją z pierwszej lekcji, na której zgłosiła się kilka razy i podała poprawne odpowiedzi na pytania nauczyciela.
— Diana. Też jestem z Sobianic. Masz ochotę się dosiąść na historii?
— Wybacz, ale Łucja na tę lekcję ma już partnera — wtrącił Cyprian z satysfakcją, a Diana zachichotała melodyjnie.
— Innym razem — dodałam szybko, jakby w obawie, że pierwszego dnia mogę sobie narobić problemów. Jej twarz rozświetlił promienny uśmiech.
Po siedmiu lekcjach spędzonych prawie w całości z Cyprianem, podeszłam do jednej z nauczycielek, by zapytać o zajęcia pozalekcyjne. Uznałam, że bez plastyki się nie obejdę, a to też niezły sposób na nowe znajomości. Natychmiast zawołała Dianę i kazała jej zabrać mnie na kółko artystyczne.
— To co właściwie tam robicie?
— Wszystko. Na scenie śpiewamy, odgrywamy scenki, a pod nią grają instrumenty… To taki nasz mały raj — zaśmiała się.
Rzeczywiście na dużej sali słychać było artystyczny gwar. Osób naliczyłam zaledwie piętnaście, ale każdy był czymś zajęty — na scenie ktoś próbował zrobić gwiazdę, z dołu dobiegały mnie dźwięki strojących się instrumentów, a w ostatnim rzędzie siedziały dwie dziewczyny i rozmawiały ze starszą kobietą. To właśnie je wskazała mi Diana.
— One są od malowania — wyjaśniła ze swoim promiennym uśmiechem.
— Skąd wiesz, że maluję?
— Jestem z Sobianic — zaśmiała się. — Za kilka dni też będziesz wiedzieć o mnie wszystko.
Uśmiechnęłam się, ale przeraziła mnie wizja tak zbliżonej społeczności. Poczułam się trochę, jakby odarto mnie z prywatności, chociaż moja pasja nie była nigdy tajemnicą.
— Dzień dobry! To jest Łucja. Bardzo chciałaby rysować pod pani czujnym okiem.
— W takim razie możesz mi ją tu zostawić kochana. Leć, bo zaczną bez ciebie. — Diana skinęła głową, posłała mi porozumiewawcze spojrzenie i pomknęła na scenę. — Witam w mojej kuźni talentów. Masz dzisiaj ochotę zaprezentować mi próbkę swoich zdolności? — zapytała serdecznym i pełnym pasji głosem.
— Jasne — odparłam. Nauczycielka klęknęła przed kartonem i zaczęła wygrzebywać z niego przybory do malowania. — Dziękuję, ale mam swoje.  
— Wspaniale. To jest Klaudia i Karolina. Pracujemy teraz nad dekoracjami do przedstawienia, które wystawimy w październiku. Jeżeli spodoba ci się atmosfera, będę wdzięczna za pomoc. Spotykamy się w środy i czwartki na ósmej lekcji.
— Z chęcią — przyznałam, czując, że zostanę tam na dłużej. Przyjrzałam się dziewczynom rozpakowującym pudło. Karolina miała proste, ciemnobrązowe włosy do ramion i miałam wrażenie, że spogląda na mnie z wrogością. Z daleka lśniły jej idealnie wyczyszczone, markowe buty, a ubrania z pewnością też musiały swoje kosztować. Z kolei Klaudia była typową gotką i chyba nawet na mnie nie spojrzała. Farbowane na czarno włosy wyglądały na okropnie wysuszone, a ciuchy też nie sprawiały wrażenia szczególnie zadbanych.
— No dobra. Dzisiaj masz wolną rękę, stwórz nam coś pięknego — poleciła mi kobieta, wskazując jedno z miejsc na widowni. Byłam przyzwyczajona do szkicowania na kolanie, a nie zapowiadało się, żebym miała mieć możliwość pracować w lepszych warunkach. Ale nie przeszkadzało mi to. Czułam się trochę artystyczną duszą i wolałam tworzyć pod wpływem chwili niż po wysprzątaniu biurka i zajęciu odpowiedniej pozycji. Potrzebowałam znaleźć sobie inspirację. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie wpadło mi w oko. Przez chwilę myślałam o narysowaniu Diany, która wygłaszała jakąś kwestię na scenie. Była jednak za daleko i po namyśle uznałam, że byłoby głupio, gdyby potem zapytała o moją pracę. Mój wzrok padł również na nauczycielkę. Wyglądała bardzo charakterystycznie w fioletowej spódnicy do ziemi i kwiatowym szalu. Włosy przeplatane siwizną miała spięte w luźnego koka tuż nad karkiem i mimo zmarszczek wyglądała na niesamowicie szczęśliwą i zaangażowaną w to, co robi. Doszłam do wniosku, że przypadkowo mogę narysować jej karykaturę, więc uznałam to za zbyt ryzykowne.
Nie wiem, czemu tak bezkrytycznie zaufałam wtedy swojemu instynktowi, ale gdy tylko w mojej głowie pojawił się kolejny pomysł, od razu zabrałam się za rysowanie. Starałam się oddać wszystko tak, jak zapamiętałam i na tyle dokładnie, na ile pozwalał mi czas, ołówek i moje umiejętności. Gdy zadzwonił dzwonek, od kilku minut pracowałam już tylko nad niewielkimi szczegółami.
— Za tydzień robimy próbę na czysto! — krzyknęła nauczycielka do wychodzących z sali uczniów. Karolina pożegnała mnie morderczym spojrzeniem, a Diana z uśmiechem czekała przy drzwiach. Spakowałam wszystko do plecaka i wstałam. — No pokaż, co ci tam wyszło, kochana. — Bez słowa podałam jej pracę. Przez chwilę nic nie mówiła, wpatrując się w kartkę i wystraszyłam się, że być może jestem poniżej jej standardów. — Chodziłaś do jakiejś szkoły artystycznej? — Zaprzeczyłam ruchem głowy. — Łucja, tak? To jest dobre. To jest naprawdę bardzo dobre. — Dopiero po tych słowach pozwoliła sobie na uśmiech. — Czuję się zaszczycona, że będę miała takiego naturszczyka w swojej kuźni. Rysowałaś z głowy czy to ktoś konkretny?
— To moja babcia.
— Zadbamy tu o twój talent, nie martw się. Ale przyznam, że zaskoczyłaś mnie. Mogę to zatrzymać?
— Tak — odpowiedziałam, nie mogąc powstrzymać kącików ust przed delikatnym uniesieniem się.
— Polubiła cię — zakomunikowała Diana od razu, gdy do niej podeszłam. — To była jej mina dumy.
— Wygląda na prawdziwą artystkę — zauważyłam.
— Dokładnie. Mówię ci, jeszcze kilka razy się tu pojawisz i zakochasz się w tych zajęciach. — Uśmiechnęłam się szeroko, bo dokładnie na taki scenariusz liczyłam. — No chyba że pierwszy będzie ten Cyprian.
— Słucham? — parsknęłam trochę zszokowana, ale szczerze rozbawiona.
— Jest przystojny — wzruszyła ramionami. — Chyba dość dobrze się dogadujecie?
— No tak, ale znamy się dzień.
— Tylko mówię, że kiedyś mogłoby z tego coś być.
Chociaż Diana wyglądała na ten typ, któremu zawsze wszystko wychodzi, rozmawiało mi się z nią całkiem przyjemnie. Podtrzymywała rozmowy i bez skrępowania mówiła rzeczy, na które wiele dziewczyn spłoniłoby się rumieńcem.
Wspólnie ruszyłyśmy w stronę stacji. Droga prowadziła przez całkiem zadbany park, który ciągnął się wzdłuż wschodniej granicy miasta.
— Jak pierwszy dzień?
— Lepiej niż się spodziewałam — przyznałam szczerze.
— Poproszę o dokładny bilans — zażądała dziarsko.
— No więc… poznałam dwie bardzo sympatyczne osoby. Byłam na fajnych zajęciach i ogólnie lekcje wydają się całkiem spoko.
— Szkoła nie jest taka zła. Pociąg powrotny jest tylko o piętnastej trzydzieści, ale w mieście jest sporo miejsc, gdzie możemy na przykład coś zjeść po lekcjach. No bo wiesz… dzieciaki z Sobianic muszą się trzymać razem.
— Dużo nas jest? — zapytałam i dopiero po chwili poczułam, że w moich ustach drugie słowo zabrzmiało dość dziwnie.
— Teraz piątka. Dwójkę już znasz. Jest jeszcze Łukasz, chodzi do klasy z Aleksem. — Przez chwilę szłyśmy w ciszy, ale nie zdziwiłam się, gdy znów zabrała głos. Chyba po prostu lubiła się wypowiadać. — Inni dojezdni korzystają z autobusów, bo tory przebiegają tylko przez Sobianice. Kolejne przystanki za Kretnem to już wsie, którym bliżej do większych miast. Dlatego zwykle jeździmy sami. Znaczy jeśli chodzi o uczniów. Często się też spotykamy. Łukasz i Aleks od niedawna mają prawo jazdy, więc czasem pożyczamy samochód na jakiś biwak. — Uśmiechnęła się do własnych wspomnień. — Jeśli będziesz chciała, to… — zaproponowała już mniej śmiało, niż mówiła do tej pory.
— To miłe, dzięki.
— Wiesz, nie chcę wyjść na nachalną. Po prostu jesteś nowa i ta cała sprawa z twoją babcią… Mogę się tylko domyślać, jak się czujesz. Z chęcią pomogę, także jeśli będziesz miała jakiś problem, to wieś mamy niewielką — zaśmiała się. — Pięć minut spacerku i jesteś pod moim domem.
— Znałaś moją babcię?
— No jasne. Moja, twoja i pani Krysia to najważniejsze trio w naszej wsi — zachichotała. — Znaczy to nie chodzi o to, że one się wywyższają. Po prostu Sobianice to wieś złożona ze stałych rodzin. Od lat w tych samych domach mieszkają ludzie o tych samych nazwiskach. Nasze trzy rodziny są tam chyba najdłużej i wiele dla wsi zrobiły. Poza tym jak one się spotkają, zawsze dochodzą do sensownych decyzji i… po prostu działają. To taki nasz nieoficjalny mini rząd, rozumiesz?
— Nie czujecie się tacy obserwowani czy coś? — zapytałam kulawo, wciąż rozmyślając o tym braku prywatności, na który prawdopodobnie byłam skazana.
— Może czasem. To nie jest tak, że się obserwujemy. Po prostu się znamy. To tak jakbyś mieszkała z rodziną w dużym domu. Wszyscy twoi najbliżsi razem w tym samym budynku. Nie czułabyś się chyba obserwowana. A Sobianice to jest rodzina. I wierzę, że niedługo się o tym przekonasz — zakończyła z uśmiechem. Wkroczyłyśmy na ostatni odcinek drogi do stacji. Jej majestatyczny, czerwony gmach stał już przed nami na niewielkim wzniesieniu. Po obu stronach brukowanej uliczki rosły ogromne drzewa. Miałam ochotę zatrzymać się, wyjąć kartkę i narysować to wszystko.
Na stacji było tylko kilka osób. Pod zadaszeniem stali Marlena, Aleks i wysoki chłopak o kruczoczarnych włosach. Diana przyspieszyła.
— Cześć mordki! — przywitała ich wesoło i przytuliła się z rudowłosą, po czym zwróciła się już do mnie. — To jest właśnie Łukasz.
— Już jej czegoś o mnie nagadałaś? — zapytał ciemnowłosy, teatralnie eksponując swoje niezadowolenie na twarzy.
— Jak twój pierwszy dzień? — zapytała Marlena
— Lepiej niż się spodziewałam. — Postanowiłam odpowiadać tak samo każdemu, kto mnie o to spyta.
— Ja w sumie też jestem nowa — stwierdziła pierwszoklasistka, jakby chcąc mnie tym pokrzepić.
— Nikt nie pytał — wyrzucił jej z udawaną złośliwością Łukasz, przeciągając zabawnie wyrazy. Odgryzła się szturchańcem w bok. Ich przepychanki przerwał dopiero komunikat o nadjeżdżającym pociągu. O dziwo na stację nie podjechała rozklekotana maszyna, ale całkiem czysty i cichy szynobus. Wszyscy bez słowa czekali na mnie przy konduktorze, gdy kupowałam miesięczny bilet. Chyba w pewnym sensie czuli się za mnie odpowiedzialni — tak jakbym ja też miała zaginąć.
Siedzenia rozmieszczone były wewnątrz bez żadnego ładu, więc usiedliśmy tam, gdzie dwa fotele przymocowano naprzeciwko trzech.
— Jak te wasze przebieranki? — zapytał Łukasz.
— Nawet mnie nie denerwuj — fuknęła Diana, ale były to raczej przyjacielskie docinki. — Mój wielki debiut już w przyszłym miesiącu — oznajmiła z dumą.
— A kogo w końcu grasz? — zainteresowała się Marlena.
— Aniołka.
Łukasz parsknął śmiechem
— Przygotowanie się do roli może być dla ciebie niesamowicie uciążliwe — skomentował.
— Właściwie to bardzo się z tą postacią utożsamiam — odcięła się.
— Będę mógł piszczeć i mdleć, jak już pojawisz się na scenie?
— Obawiam się, że nie będziesz mógł się powstrzymać.
***
— Jak było? — zapytała mama, podając obiad.
— Lepiej niż się spodziewałam — powtórzyłam po raz trzeci tego dnia. Opowiedziałam jej z grubsza wydarzenia i widziałam ulgę na jej twarzy, gdy usłyszała, że udało mi się w pewnym sensie zaklimatyzować.
Kolejnego dnia zaspałam na pociąg przez nieprzyzwyczajenie do aż tak wczesnego wstawania. Mama zawiozła mnie do szkoły, a ja wpadłam do niej dosłownie minutę przed dzwonkiem.
— Gdzie zniknęłaś wczoraj po lekcjach? — szepnął Cyprian, gdy już siedzieliśmy w ławce. Mruknęłam coś o pociągu, czując, że jestem zdecydowanie zbyt zmęczona na drugi dzień w nowej szkole. — Gorszy dzień?
— Gorsza noc — sprostowałam.
— Nie wyglądasz na imprezowiczkę — zauważył, unosząc prowokująco brwi. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
— Chodziło mi bardziej o koszmary. — Skinął głową, jakby czekając na więcej wyjaśnień. — Znasz to uczucie, kiedy coś ci się śni i wiesz, że coś na ciebie czeka na końcu tego snu, ale budzisz się nagle i nie możesz tego zobaczyć? I tak przez całą okrąglutką noc.
— Może to przez stres — zasugerował. — Nowe otoczenie i takie tam. Ale chyba wiem, co ci pomoże — dodał z szerokim uśmiechem.
— Towarzystwo twojej czarującej osoby? — podsunęłam, spodziewając się po nim właśnie takiej odpowiedzi.
— To na pewno też, ale miałem na myśli gorącą czekoladę. Po szkole.
— No nie wiem, mamy dzisiaj osiem lekcji, a wczoraj byłam na stacji na styk.
— Nie masz późniejszego pociągu? — zapytał z nadzieją.
— Dopiero koło dziewiętnastej.
— No cóż. W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak zapewnić ci do tego czasu schronienie w moim domu — podsumował z udawanym żalem w głosie. Zacisnęłam usta, rozmyślając. Nie był to taki zły pomysł.
Po lekcjach wyjaśniłam Dianie, że nie idę z nią na stację, co skwitowała tajemniczym uśmiechem. Przypominała trochę te fascynatki swatania ludzi, które wszędzie zwęszą romans.
          Droga do kawiarni upłynęła nam dość szybko. Cyprian opowiadał o swojej nieznośnej siostrze i wiecznie zapracowanym ojcu. Był znacznie wyższy, a starałam się utrzymywać z nim kontakt wzrokowy, co musiało wyglądać dość zabawnie i szybko stało się powodem bólu szyi. Zajęliśmy miejsca przy dwuosobowym stoliku.
         — Całkiem tu ładnie — skomentowałam, obserwując tlące się gdzieniegdzie zapachowe świeczki i ściany do połowy wyłożone drewnianymi panelami.
— Trochę jak w saunie — odparł, marszcząc czoło. W duchu stwierdziłam, że właściwie jest to dość trafne porównanie. Gdy już otwierał usta, by coś dodać, zadzwonił mój telefon. Posłałam mu przepraszające spojrzenie.
— Halo?
— Gdzie jesteś? Jakaś dziewczyna na stacji powiedziała mi, że zostałaś w mieście.
— Jeju, mamo. Przepraszam, zapomniałam ci powiedzieć. — W sumie byłam zaskoczona pretensją w jej głosie. Zwykle nie widziała problemu w tym, że wychodziłam ze znajomymi, nawet jeśli o tym nie wiedziała. Zachowywałam się zwykle rozsądnie, więc mi ufała.
— Nic się nie stało, po prostu ta sprawa z zaginięciem… Spanikowałam. Wybacz. Nie pomyślałam, że będziesz się chciała dzisiaj z kimś spotkać.
— Coś się stało? — zapytałam, starając się, żeby nie brzmiało to zbyt dramatycznie, bo Cyprian patrzył na mnie z zainteresowaniem.
— Nie, po prostu zgłosiło się dwóch chętnych na mieszkanie. Chcą je obejrzeć jutro, więc muszę zaraz jechać. Wolałabym, żebyś nie wracała dzisiaj tym późnym pociągiem.
— To przyjedziesz po mnie? — W słuchawce dobiegł mnie inny, skrzeczący głos i mama dłuższą chwilę nie odpowiadała.
— Muszę kończyć, napisz mi, gdzie jesteś.
Po tych słowach rozłączyła się, więc spełniłam jej prośbę. Wyjaśniłam wszystko szybko Cyprianowi, który przez chwilę wyglądał na zawiedzionego, ale po chwili wzruszył ramionami.
— Za to w poniedziałek mamy pięć lekcji. Wtedy już się nie wykręcisz.
— Nawet nie będę próbować — zaśmiałam się. Po chwili przyszła odpowiedź na mojego smsa: Czekaj za dziesięć minut na parkingu za kawiarnią.
— Mogę zapytać cię o coś osobistego? — Spoważniał nagle. Skinęłam głową, nie przypominając sobie żadnych tajemnic, które bałabym się wyjawić.
— Wczoraj wspomniałem o tobie mamie, a ona skojarzyła twoje nazwisko, bo było tu ostatnio głośno o zaginięciu — wyrzucił szybko, jakby w obawie, że mogę się obrazić za któreś słowo.
— To moja babcia — oświeciłam go bez cienia urazy.
— Przykro mi — odparł. — To głupie, pewnie wszyscy ci to mówią — poprawił się po chwili.
— Nic nie wiadomo, policja niby coś dalej szuka, ale… — stwierdziłam ponuro i chrząknęłam zażenowana, gdy zdałam sobie sprawę, że zaczęłam się przed nim otwierać. Nie wiem, skąd wzięło się we mnie przekonanie, że zwierzanie się to okazywanie słabości, ale dzięki temu, że tego nie robiłam, miałam poczucie, że jestem silniejsza. To był chyba taki efekt placebo.
— No a ty? Nie masz swoich podejrzeń?
— W sumie nie miałam ostatnio najlepszego kontaktu z babcią, więc nie mam pojęcia, co mogło się stać. Trochę mi przez to głupio — przyznałam.
— Wyrzuty sumienia są zawsze, więc chyba nie ma sensu się obwiniać — stwierdził. — Co za banał. Nie słuchaj mnie, nie jestem najlepszy w poważnych rozmowach.
— To całkiem mądra rada — zaśmiałam się, widząc, że po raz pierwszy nie czuje się przy mnie taki pewny siebie.
Odprowadził mnie na parking i ku mojemu zdziwieniu stał tam Aleks. Opierał się o czerwonego golfa i rozmawiał przez telefon. Gdy nas zobaczył, powiedział coś szybko i przerwał połączenie, po czym zawołał mnie. Poczułam się okropnie zmieszana, więc pożegnałam się z równie zaskoczonym Cyprianem i uciekłam od niego, by nie musieć się kulawo tłumaczyć.
— Babcia mówiła, że potrzebujesz podwózki — przywitał mnie beznamiętnie. Z jego twarzy po raz kolejny nie potrafiłam nic wyczytać. Spostrzegłam, że mierzył się przez chwilę wzrokiem z kimś za moimi plecami i miałam ogromną nadzieję, że to nie był Cyprian.
— Tak, ale skąd wiedziała? — zdziwiłam się, zajmując miejsce pasażera. Odpalił silnik.
— Spotkała twoją mamę na stacji. Załatwiałem akurat parę spraw w mieście.
Skinęłam tylko głową, czując się niesamowicie onieśmielona w jego obecności. Na myśl o dwudziestu minutach spędzonych w niezręcznej ciszy moje wnętrzności zrobiły fikołka. Postanowiłam chociaż spróbować nawiązać jakiś kontakt, gdy płynnie jechał przez miasto.
— Dlaczego jeździcie do szkoły pociągiem?
— To samochód taty. Jest potrzebny w domu. Na razie zbieram na własny.
Znów odpowiedziałam tylko skinieniem głowy. Byłam beznadziejna w podtrzymywaniu rozmów. Kolejne kilka minut rozmyślałam nad całą sytuacja. Tak naprawdę nie znałam ani Aleksa, ani Cypriana, ale sama scena przypominała mi trochę tandetne romanse dla nastolatek. Z wysokim, szczupłym i brązowowłosym młodzieńcem spotykam się w klimatycznej kawiarni. Potem odbiera mnie z niej milczący blondyn i panowie mierzą się wściekłymi spojrzeniami. Nie wiedziałam, czy powinnam zapaść się pod ziemię czy może rozstrzygnąć, który z nich jest wampirem, a który wilkołakiem. A może zacząć prowadzić o tym opowiadanie na jakimś portalu? Na te głupie myśli uśmiechnęłam się pod nosem.
— Wybacz za babcię — odezwał się nagle, nie odrywając wzroku od przedniej szyby. — Przedwczoraj.
— To nic. Pamiętałam, że jest dość… szczera. — Miałam wrażenie, że na te słowa na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale nie chciałam się za długo na niego gapić, żeby to sprawdzić, więc przeniosłam swoje spojrzenie na drogę.
Dosłownie w tej samej chwili pojawiła się na niej staruszka. Wydawało mi się, że dosłownie wypłynęła z lasu po prawej stronie wprost przed maskę samochodu. Aleks nawet nie podjął próby hamowania, a na jego twarzy nie zaszła żadna zmiana. Pisnęłam z przerażenia, podskakując na siedzeniu. To był dosłownie ułamek sekundy, ale nic się nie stało. Samochód jechał wciąż tak samo, nie dobiegł mnie również dźwięk uderzenia. Odwróciłam się szybko i spojrzałam w tylną szybę — droga za nami była całkowicie pusta.
— Wszystko w porządku? — zapytał mnie, ale na jego twarzy nie dostrzegłam żadnego śladu zaniepokojenia czy zdziwienia.
— Coś mi się chyba przywidziało. Jakby ktoś był na drodze…
— Licho nie śpi.
— Słucham?
— Tak się u nas mówi — odpowiedział natychmiast, wzruszając ramionami chyba nawet trochę speszony, a że ja byłam zszokowana i nie bardzo wiedziałam, o co mu chodziło, już się nie odezwałam.
— Dzięki — powiedziałam tylko na pożegnanie, gdy zajechał pod dom babci. Odpowiedział skinieniem głowy.
Mama pakowała akurat torbę do samochodu na podjeździe.
— Zepsułam ci wyjście, co? A ładny chociaż był? — zapytała od razu, gdy podeszłam.
— Skąd wiesz, że to chłopak?
— Tak tylko powiedziałam — wzruszyła ramionami. — Ale teraz już wiem — dodała wesoło.
— Za chudy. I za wysoki. Ale śmieszny — odpowiedziałam zdawkowo, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu.
— Strasznie mi źle, że muszę cię zostawić — westchnęła. — Chcę już jutro podpisać z którymś umowę o wynajem. Jak dobrze pójdzie przyjadę jutro późnym wieczorem.
— Spokojnie mamo, poradzę sobie. Tydzień sama przeżyłam, nie pamiętasz?
— Chodź do środka. Muszę ci coś powiedzieć. — Weszłyśmy do domu. Zajęłam miejsce przy stole w kuchni, a mama nalała nam obu herbaty. — Nie chcę cię przestraszyć, ale musisz być świadoma, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że to było porwanie. To raczej niemożliwe, żeby ktoś zabrał ją z domu, bo nie było żadnych śladów włamania ani też żadnych powodów, dla których ktoś miałby się zainteresować akurat nią. Nikt nie słyszał też szczekania Nany. Ale takiej ewentualności nie można całkowicie wykluczyć.
— Czyli bardziej możliwe że po prostu na zewnątrz natrafiła na jakiegoś porywacza?
— Tak, ale nie chodzi mi teraz o babcię, Łucja. Chyba po prostu będę spokojniejsza, jeśli pojedziesz ze mną.
Wtedy dotarło do mnie, że być może tkwimy właśnie z mamą w centrum zagrożenia. Możliwe że ktoś czai się wciąż nieopodal.
— Ale rozmawiałam też z panią Krysią i nalegała, żebyś została. Zamontowałyśmy w zeszłym tygodniu z ciocią alarm, więc po jego włączeniu o próbie włamania natychmiast dowie się pół wsi. Obiecała, że się tobą zajmie, poza tym jutrzejsze zaproszenie na herbatę jest wciąż aktualne.
— To ja już nie bardzo rozumiem — przyznałam, bo mama chyba sama pogubiła się w argumentach za i przeciw.
— Po prostu nie chcę cię tak trzymać na uwięzi i ciągle podejmować za ciebie decyzje. To już prawie dwa tygodnie, w sprawę zaangażowana jest też policja i zawsze możesz sobie kogoś tu zaprosić, a takie długie podróżowanie jest przecież strasznie męczące…
— Poradzę sobie, mamo — podjęłam decyzję po chwili. — Będę do ciebie dzwonić w nocy, jeśli to cię uspokoi.
***
Zaraz po jej wyjeździe wpuściłam Nanę do domu. Zachowywała się wyraźnie nieswojo, będąc w miejscu, do którego do tej pory nie miała wstępu.
Czułam się zadziwiająco opanowana. Szesnaście godzin bezcelowej podróży w jeden weekend brzmiało strasznie, więc byłam zadowolona z chwili spokoju. Na sobotę miałam już zaplanowane przeszukiwanie domu i ogrodu; spodziewałam się znaleźć jakieś ciekawe pamiątki. Mimo tej krótkiej chwili przerażenia, gdy mama wspomniała o porwaniu, nie odnosiłam już wrażenia, że jestem zagrożona. Właściwie było zupełnie odwrotnie — ogarniało mnie poczucie totalnego bezpieczeństwa. Na szczęście zachowałam resztki rozsądku i zamierzałam pozostać ostrożna. Po dziewiętnastej planowałam ostatni raz wypuścić Nanę, a potem włączyć alarm.
Trochę przytłaczała mnie samotność w tak dużym i starym domu, ale nie było to na tyle dotkliwe, bym się przejmowała. Dobrze znałam to miejsce z dzieciństwa i wciąż byłam nim równie zafascynowana.
Jeszcze przed dziewiętnastą wzięłam prysznic i poszłam do kuchni, zrobić sobie coś do jedzenia. Krojąc warzywa na blacie, odruchowo spojrzałam przez okno i coś przykuło moją uwagę. Odłożyłam nóż i zmrużyłam oczy. Na granicy działki babci i lasu stała mała dziewczynka. Miała ciemne włosy i ciemną sukienkę, a po wzroście powiedziałabym, że to najwyżej siedmiolatka. Nawet z takiej odległości widziałam doskonale, że jedyne, co robi, to stoi bez ruchu i wpatruje się prosto w dom. Pierwszym pomysłem było wyjście, by zaproponować jej pomoc. Przez moment myślałam też o zadzwonieniu na policję — w końcu musiała mieć jakiś opiekunów. Jednak z każdą chwilą ogarniało mnie coraz większe przerażenie. Miałam wrażenie, że patrzymy sobie prosto w oczy i wtedy nawet nie rozważałam już wyjścia na zewnątrz, bo do głowy wpadła mi zatrważająca myśl.
Co jeśli to właśnie dlatego babcia wyszła z domu po raz ostatni?
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.

Kolejny rozdział pojawił się dość szybko, ale na trzeci będziecie musieli poczekać odrobinę dłużej, ponieważ teraz miałam trochę wolnego i zwyczajnie więcej czasu na pisanie. Bardzo dziękuję wszystkim za odzew pod poprzednim rozdziałem! :) Jeśli chodzi o sam rozdział, to są w nim już dwa smaczki słowiańskie i jestem ciekawa, czy ktoś z was wie, o czym dokładnie mówię :D Starałam się zastosować do waszych rad, mam nadzieję, że to chociaż trochę widać. Chciałabym tylko zaznaczyć, żeby nikt nie miał wątpliwości, że z chęcią zaglądam do was, ale nie wyznaje zasady czytanie za czytanie. Czytam, co lubię :)

13 komentarzy:

  1. Skoro przyjmujesz krytykę, to powiem wszystko szczerze.
    Pytanie nr. 1 Ile lat ma bohaterka? Coś kojarzę, że 15, ale czytając miałam wrażenie, że może 12. I te teksty, rozmowa z kolegami (w ogóle ten chłopak to mnie po pierwszym tekście odrzucił) czy lekcja rysunku.
    Po drugie, dlaczego przeskakujesz z miejsca na miejsce. Dalej się czuję jakbyś rzucała w nas suchymi informacjami. Fragmentami faktycznie jest lepiej, ale ja momentami miałam wrażenie, że jest trochę na siłę pisane. Część rzeczy można było pominąć, ale część należało rozwinąć. Nie rób tak długich rozdziałów może. Zaplanuj sobie, że dwie konkretne sceny dasz do rozdziału i tyle. Tak jak mówiłam, to pierwsza osoba, więc potrzeba emocji. A emocji tu trochę brakuje. I jeszcze raz powtórzę o wieku, naprawdę czuję się, jakbym czytała o 12-latce, a nawet młodszej dziewczynie.
    Musisz trochę popracować. Piszę to jako czytelnik. Zaznaczam to, bo wiele osób potrafi rzucić komentarz "skoro sama źle piszesz, to dlaczego się wymądrzasz", ale jest różnica między czytaniem i pisaniem. Dlatego potrzebujesz trochę poćwiczyć. Osobiście radzę 1) nie pisać tak szybko 2) pisać krócej, a czytać nawet 30 razy razy 3) zastanawiać się nad tym, jak czytelnik może odebrać tekst.
    Ogólnie miło się czyta i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej, bo to pierwszy blog z mitologią słowiańską, na który trafiłam!
    Pozdrawiam
    ROLAKA z http://granica-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wieku nie wspominałam, ale napisałam, że zaczyna drugą klasę, czyli powinna mieć 17. Cóż, nie mogę się z tobą zgodzić co do tego. Może tak ją odebrałaś, ale jej teksty zdecydowanie nie były dziecinne. No chyba że masz jakiś przykład, ale w całym rozdziale ona tak naprawdę niewiele mówi. Jej znajomi może wypowiadali się dziecinnie, ale niektórzy się po prostu tak zachowują, szczególnie chłopcy. Nie było też żadnej lekcji rysunku — poszła na kółko, bo kocha rysować. To tak jak powiedzieć osobie na ASP, że jest dziecinna, bo uczy się malować. Jeśli to tylko te dwa aspekty wpłynęły na takie odczucie, to wybacz, ale nie bardzo rozumiem.
      Jeśli chodzi o suche fakty, to będę nad tym jak najbardziej pracować, być może zmiany przyjdą powoli, z czasem :)
      Pięknie dziękuję za komentarz :)

      Usuń
    2. Albo źle mnie zrozumiałaś, albo ja źle sprecyzowałam.
      faktycznie, mało gadała, ale to przecież jest pierwsza osoba i ja naprawdę odbieram to jak tekst 12-latki. Poza tym nie chodziło mi to, że kółko rysunku (u nas w zasadzie nie mówiliśmy kółko rysowania tylko lekcje rysunku i stąd zawsze będę operowała tą nazwą) jest dziecinne, tylko sposób w jaki to przedstawiłaś.
      Ja tylko tłumaczę, że tak ja odebrałam te sceny :)

      Usuń
  2. Rozdział był w porządku, ale jakoś tak szczerze mówiąc, nie zachwycił mnie zbytnio. Rozumiem, że dopiero poznajemy ten świat i bohaterkę, jednak jak na razie jej jeszcze nie polubiłam. Fajnie, że ludzie ją lubią i sama zaznaje się dość dobrze. Już widzę wątek z tym Cyprianem zapewne (?). Wypowiedzi z mojego punktu widzenia troszkę są drętwe i odrobinę sztuczne. To tyle :) Czekam na rozwinięcie akcji. Pozdrawiam! I poinformuj proszę o nowościach :P
    [kolekcjoner-cial]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślę też nad dialogami, dzięki za komentarz :)

      Usuń
  3. Jestem.
    Jest lepiej, to na pewno,ale nadal jest to ciężkie do przełknięcia. Wszystko jest takie niesprecyzowane. Czasen jednak za bardzo wnikasz w szczegóły.Nie ma bilansu przez to idzie to trochę opornie. W pierwszym akapicie nie miałam pojęcia, że bohaterka zmierza do szkoły, byłam delikatnie zagubiona. Dialogi są mało elastyczne, trochę nierzeczywiste i po prostu płytkie.Pisanie polega na bawieniu się słowem, literami i wyobraźnią. Dodaj trochę opisów miejsc, bohaterów, ubarw ten tekst. Podaję przykład: Jadąc samochodem z milczącym blondynem jako kierowcą wyjrzałam za okno, czując się dość niezręcznie. Radio grało cicho, leciał utwór Arctic Monkeys.Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam poruszać ustami udając, że śpiewam. Chłopak spojrzał na mnie kątem oka, lecz nic nie powiedział. Cisza otulała nas z każdej strony.
    Nie jest źle, może być tylko lepiej!
    Pozdrawiam
    Endory

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może rzeczywiście mam pewien kłopot z bilansem opisów.
      Nie chciałam wstawiać perfidnego: "ciocia miała mnie zawieźć do szkoły", bo była o tym mowa w poprzednim rozdziale :)
      Nie czuję również za bardzo sensu wstawiana takich fragmentów. To że blondyn był milczący, a Łucja onieśmielona zaznaczyłam kilka razy. Opisałam to, co sobie myślała, bo to uznałam za istotne. To, jaki zespół grał w radiu, chyba nie jest dla czytelnika tak ważne :) Poza tym staram się trochę skupiać na bohaterach — Łucja nie jest osobą, która poruszałaby ustami w takim momencie, a Aleks nie słucha radia. Poza tym jeśli ono gra to ciężko, żeby otulała ich cisza... ;) A jeśli chodziło ci o taką metaforę, to po prostu nie jest mój styl :)
      Rozumiem, że chcesz mi w ten sposób zwrócić uwagę na to, że mało się wgłębiam w niektóre sprawy i popracuję nad tym, ale ja osobiście uważam, że takie szczegóły nie są istotne i tylko sztucznie wydłużają tekst.

      Usuń
  4. Ja tam nie do koca rozumiem, o co dziewczyny się czepiają. Mi rozdział czytało się dobrze, Faktem jest, że czasem mogłabyś po prostu bardziej zaznaczyć dana sytuację. Na przykład jak jechała z ciocią do szkoły. Tutaj faktycznie nie byłam pewna, co się dzieje. Ale ogólnie uważam, że źle nie piszesz. ;) Chociaż pamiętaj, że skoro to narracja pierwszoosobowa to czasem warto poświęcić uwagę jakim detalom, które otaczają bohaterkę, ponieważ jesteśmy tak jakby w jej głowie. Na przykład zabrakło mi opisu wnętrza samochodu. Coś na pewno się Łucji rzuciło w oczy. Nie wiem, niewygodne siedzenia, jakiś zapach (może odświeżacza). My jako ludzie wszystko rejestrujemy naszymi zmysłami, więc warto, byś czasem o tym pomyślała. ;)
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    zaprosiłaś mnie i postanowiłam do Ciebie zajrzeć.
    Jest nieźle. Oczywiście mogło być lepiej :) zabrakło mi opisów i dialogi były bezbarwne - ale to może tylko moje odczucie, ale poza tym jest okej, dobrze mi się to czytało.
    Pozdrawiam ;)
    Ps. Nie przestawaj pisać, każdy popełnia błędy. Uczony z nieba nie spadł, dlatego jeśli chcesz pisać, to pisz, pisz i jeszcze raz pisz.

    http://jedno-party-by-bunko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale wygląda mi to na pusty komentarz z pseudotreścią :( Od spamu jest odpowiednia zakładka.

      Usuń
  6. Łojezu! Jak dobrze, że tu trafiłam!
    Well, zacznijmy od samego początku. Gdyby nie fakt mitologii słowiańskiej, to sam wygląd bloga pewnie by mnie nie zachęcił. Ale Legendy Polskie Allegro zrobiły swoje :P
    Czasami zjadało ci akapity i radziłabym ci wyjustować tekst, poza tym estetyczne bez zastrzeżeń ;)
    Serio, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że trafiłam na opko o mitologii słowiańskiej. Nikt o tym nie pisze... Nawet Riordan pisał już o greckiej, nordyckiej, egipskiej, rzymskiej, nawet się za celtycką bierze, a o słowiańskiej nie pisze nic :(
    Ogólnie, już dzięki tej koncepcji obstawiam, że babcia jest Babą Jagą, ale jestem słaba w obstawianiu :P Nie zgodzę się z przedmówcą co do dialogów- one moim zdaniem były bardzo realistyczne. Jednak muszę się trochę uczepić opisów. To pierwszoosobowa narracja, prowadzisz ją jednak tak, jak trzecioosobową. W pierwszej osobie opisy muszą być trochę żywsze, bardziej emocjonalne, u ciebie są dość suche.
    Trochę śmiechłam na samo imię Cyprian. Kto krzywdzi tak swoje dziecko? A, no tak... Warszafka xd (I mówi to kobieta, która nazwała swoich bohaterów Grywadzyn i Karmelina. #hipokryzja).
    To co mi się podobało, to szczegółowość przedstawienia świata i to, jak dobrze odtworzyłaś klimat małej wsi.
    Jak Łucja zaczęła sobie żartować o tym, że jeden z chłopców pewnie jest wampirem, a drugi wilkołakiem, to sobie pomyślałam: żebyś się nie zdziwiła xd
    To na razie tyle, masz u mnie follow i czekam na next (ponglish musi być) :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na kolejne rozdziały zapraszam już na Wattpada ;) Dobiłam tam już do piątego. Ta strona nie walczy ze mną w kwestii akapitów, bo blogger to mnie w tej kwestii strasznie nie lubi XD Dziękuję za komentarz!

      Usuń